Co daje dodatkowa lampa błyskowa

Zastanawiałeś się może po co niektórzy fotografowie taszczą takie wielkie, dołączane do aparatu lampy błyskowe? Co one dają? Czy warto? Na prostym przykładzie pokazuję jakie są możliwości zewnętrznego flesza. Ułamek jego możliwości…

Ustawiłem plan zdjęciowy i wykonałem serię zdjęć. Wszystkie fotografie zostały zrobione Nikonem D80 na ustawieniach automatycznych. W kolejnych zdjęciach zmienia się „tylko” sposób oświetlenia.

Pierwsza fotografia została zrobiona bez użycia lampy błyskowej:

Drugie zdjęcie zostało zrobione przy użyciu lampy błyskowej wbudowanej w Nikona D80:

Trzecie zdjęcie zostało wykonane przy użyciu zewnętrznej lampy (Sigma EF 530 DG Super), założonej na aparat i skierowanej na wprost fotografowanej sceny, w taki sposób:

Efekt jest niemal identyczny, jak w wypadku wbudowanej lampy:

W zasadzie jedyna zauważalna różnica jest taka, że cienie rzucane przez przedmioty przesunęły się niżej. Zdjęcie wygląda płasko, ciemno, kolorów nie widać, twarz Fryderyka się świeci… nie za dobrze. Za co w takim razie dopłacamy używając zewnętrznej lampy, skoro nie widać różnicy pomiędzy zdjęciem wykonanym z wbudowaną lampą, a tym z zewnętrzną?

Dopłacamy, między innymi, za możliwość obracania lampy i obijania światła od sufitu lub ścian. Po skierowaniu zewnętrznej lampy błyskowej w górę zaczyna się magia! Przekręcamy lampę tak, aby oświetlała sufit:

Dzięki odbiciu światła od sufitu nasza scena wygląda teraz tak:

Różnica jest widoczna gołym okiem. Ostatnie zdjęcie wygląda niemal jakby było wykonane w dzień. Ustawienia aparatu pozostały niezmienione. Jedyna zmiana polegała na obróceniu lampy do góry!

Ponieważ tą lampę, można ustawić obrócić pod kilkoma kątami do góry, na boki, a także wyzwalać zdalnie (po zdjęciu z aparatu) zrobiłem parę testów różnego oświetlenia:

Główny wniosek, jaki z tego płynie jest taki, że lampa wbudowana w aparat może nie jest zła – jest tylko źle umiejscowiona. W zasadzie znajduje się ona w najgorszym możliwym miejscu – na osi obiektywu, tuż obok niego. Dlatego oświetla ona fotografowane w taki sposób, że wydają się płaskie, a to co jest za głównym obiektem jest niedoświetlone (ciemne). W związku z tym czekam z niecierpliwością na pierwszego, sprytnego producenta aparatów, który zbuduje kamerę z wbudowaną lampą błyskową, którą można obracać!

Dodam jeszcze, że aby skorzystać z dobrodziejstw dodatkowej lampy błyskowej, nie trzeba mieć lustrzanki. Wystarczy aparat kompaktowy ze stopką do zamontowania zewnętrznej lampy. A same lampy nie są też jakimś bardzo drogim sprzętem. Np. najprostszy model lampy Nikona, który daje możliwość odbijania światła od sufitu (SB-400) kosztuje ok. 300 zł. Są to pieniądze dużo lepiej wydane, niż np. droższe body aparatu!

Zainteresowanym użyciem lamp błyskowych polecam anglojęzyczny serwis Strobist.

2 komentarze

  1. Szkoda że nie zrobiłeś jeszcze fotki z dyfuzorem, chętnie zobaczyłbym jaka jest różnica. 🙂